poniedziałek, 31 grudnia 2012

Życzonka



Yoo, witam was w tym jakże pięknym dniu to znaczy w Sylwester xD A więc chciałem wam złożyć życzenia z okazji Nowego Roku.
Wszystkiego najlepszego w nowym roku i duuuużo yaoi no i czego tam jeszcze chcecie xD
Życzą BB i Syo :3

Ps. Co do noty nie wiem, kiedy się pojawi xD
Syo~

piątek, 16 listopada 2012

Rozdział 2


BB: No więc macie kolejny rozdział... który miał być w niedzielę, ale OJ TAM >D ... wybaczcie ;_; *chowa się za ścianą* .... i ten.. no... nie wiem czy Syo coś doda do zapowiedzi, bo go nie ma w tej chwili dostępnego .///. ... miłego czytania.



Leniwie uniosłem powieki, lecz od razu tego pożałowałem. Ostre promienie słońca nieznośnie drażniły moje oczy. Syknąłem cicho z bólu i szybko przewróciłem się na brzuch, aby ochronić się przed nieprzyjemnym światłem. Chwilę później poczułem, że ktoś głaska mnie po głowie. Zaskoczony zerknąłem kątem oka na obcy pokój, a kiedy moje oczy przyzwyczaiły się do panującej w nim jasności, zobaczyłem uśmiechającego się Untinusa. Odwzajemniłem ten gest, wyginając wargi w podkówkę. 

 - Myślałem, że coś ci się stało. Martwiłem się – powiedział łagodnie, przytulając mnie. Osłupiałem. ON się mną przejmował? 
- N-niepotrzebnie. Tylko… tylko zemdlałem. Czasem mi się to zdarza. – Nie miałem zielonego pojęcia, dlaczego mu to mówię. Mimo wszystko podświadomie czułem, że jest dla mnie kimś bliskim - kimś, komu mogę zaufać, nawet jeśli go nie znałem. Byłem przekonany, że nic mi nie zrobi, szczególnie teraz, kiedy kolejny raz mi pomógł. 
 - Mówisz, że mdlejesz? To może coś oznaczać. Ale.. na razie zostawmy tę sprawę w spokoju. Może masz ochotę coś przekąsić? Czułem się dziwnie. Untinus okazał się niebywale miły i przyjazny. - Może to podstęp? - pomyślałem. Postanowiłem nie słuchać tego, co podpowiada mi serce niczym bezmyślny głupiec. Wiedziałem, że mogłoby to się dla mnie źle skończyć. Nie zaszkodzi, jeśli przez kilka dni – lub tygodni – będę go obserwował. Przecież.. to praktycznie niemożliwe, aby zupełnie obca mi istota okazała się tak przyjazna. 
- Umm… - zająknąłem się, spoglądając na towarzysza. – Troszeczkę – odparłem. Nie było sensu ukrywać uporczywego burczenia w brzuchu, poza tym, czemu miałbym okłamywać mężczyznę?
 - Dobrze, więc zaraz ci coś przygotuję. Poczekaj tutaj i nigdzie nie wychodź. – Untinus wyszedł z pokoju, a echo jego kroków jeszcze długo niosło się po mieszkaniu. Rozejrzałem się dookoła. Teoretycznie nie miałem czego się obawiać. Było to samo pomieszczenie co wcześniej. Tym razem już bez wahania stąpałem po szklanej podłodze, jednak mimo wszystko zachowałem ostrożność, gdy podchodziłem do półek z książkami. Otworzyłem pierwszy lepszy z brzegu tom, na zupełnie przypadkowej stronie. Zaciekawiony, zacząłem czytać, jednakże szybko zrezygnowałem z tego pomysłu. Zatrzasnąłem lekturę cały zarumieniony. Jaki idiota trzyma na półkach książki porno i zostawia tutaj obcą osobę?! Cofnąłem się z powrotem do łóżka, po czym usiadłem na nim z ciężkim westchnieniem. Co tu jeszcze może mnie spotkać, do kurwy nędzy?! I oto – jakby wezwany moimi słowami rekin, przepłynął zatrważająco blisko szklanej podłogi.  NO KURWA CHYBA NIE! Bezzwłocznie podkuliłem nogi i usadowiłem się na środku materaca. Kiedy uznałem, że jestem już bezpieczny, zacząłem przyglądać się ogromnej rybie, wciąż z przerażeniem. Cóż, to prawda – kocham morskie zwierzęta, ale.. bez przesady. Drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Untinus przyglądał się mi z pobłażliwym uśmiechem, a ja miałem ochotę wrzasnąć na niego i wygarnąć mu wszystko, co o nim myślę. JAK mógł kpić ze spanikowanej osoby, która próbuje uchronić się przed jakimiś dzikimi bestiami!? Patrzył na mnie jeszcze przez dłuższą chwilę, badawczym wzrokiem omiatając całą moją postać. Nie do wiary, że jeszcze dziwi się człowiekowi, który siedzi z paniką na łóżku, bo jakieś rządne krwi drapieżniki przepływają tuż pod nim. Po chwili jego twarz złagodniała, aż w końcu zaśmiał się uprzejmie.
 - Nie musisz się martwić. Nic ci nie zrobi. Miał w końcu dobrego tresera. - Po tych słowach spojrzał na mnie odległym wzrokiem, zupełnie tak, jakby przywoływał dawne wspomnienia. Chciałem przyjrzeć się dokładniej tej twarzy ale chyba to wyczuł, bo drgnął lekko. - Mam dla ciebie śniadanie. Mimo iż jest już po piętnastej. Naleśniki z dżemem truskawkowym.


-O! Moje ulubione. 

 -Wiem. - Że niby wie? Ale zaraz.. SKĄD ON TO WIE?! Wszystkie informacje na jego temat przelatywały mi przez głowę z prędkością światła. Wziąłem głęboki wdech i uspokoiłem się nieco. To nie był czas na takie emocje. Nie teraz, Dusan. Teraz jedzenie. Jedzenie jest dobre. Pamiętasz, co się dzieje, kiedy nie chcesz jeść? Jeśli nie będziesz jeść babcia znów wypcha cię swoim kochanym rosołkiem, który nie smakuje za dobrze… Otworzyłem oczy i spojrzałem na tackę, biorąc ją od nieznajomego. Posiłek wyglądał wspaniale. Aż ślina zaczęła zbierać mi się w ustach. Usiadłem wygodniej, opierając się o miękkie poduszki, po czym postawiłem tacę tak, aby nie zsunęła się z moich kolan. Po chwili wziąłem również nóż i widelec, aby odkroić kawałek okrągłego placka. Chyba nie zaszkodzi posmakować, nie? Nie zaszkodziło. Od wieków nie jadłem czegoś tak pysznego. Skierowałem wzrok na blondyna. 

- Sam je zrobiłeś? – zapytałem zaskoczony. Nie każdy mógł pochwalić się takimi umiejętnościami. 
-Tak – odparł z łagodnym uśmiechem. – Mam nadzieję, że nie zaniedbałem mojego talentu kulinarnego przez te ostatnie dwa lata. 
 - Są wyśmienite – Powiedziałem i włożyłem kolejny kawałek do ust. 
 - Cieszę się. Jeśli chciałbyś później doprowadzić się do porządku, to tam jest łazienka – wskazał na drzwi, których wcześniej nie zauważyłem. – Przyjdę później zabrać talerze. Teraz niestety jestem zmuszony zostawić cię samego. Mam trochę pracy, która nie może czekać. Do zobaczenia później – wraz z tymi słowami wyszedł. - Jasne… Do zobaczenia – nie zdążyłem nawet się pożegnać, a jego już nie było. Nie wiedziałem, co o tym wszystkim myśleć. Dokończyłem posiłek i odstawiłem tackę z pustym talerzem obok łóżka, a sam skierowałem się do łazienki. Gdy tam wszedłem, wydałem z siebie cichy okrzyk zachwytu. Rozejrzałem się dookoła. Pomieszczenie było ogromne, bez problemu znalazło się miejsce na łaźnie. Na ścianach znajdowały się dziwnie znajome twarze, z których ust lała się woda. Basen był podzielony na dwie części. Z jednej strony woda parowała, z drugiej zaś – tafla wody była nienaruszona, jakby należała do zupełnie innego zbiornika, a nie do końca tak było. Spojrzałem na boki w poszukiwaniu czegoś, czym mógłbym się potem wytrzeć. Moją uwagę zwrócił wieszak z ręcznikami. Od razu zgarnąłem jeden z nich i skierowałem się w stronę basenu. Niechętnie spojrzałem na część z parą. Woda wydawała się nieprzyjemnie ciepła. Nigdy nie lubiłem wyższych temperatur – dwadzieścia stopni powyżej zera wydawało się najwyższą z możliwych do zniesienia. Stanąłem przy drugiej części – tej spokojnej, niewzruszonej. Szybko rozebrałem się i zamoczyłem stopę, sprawdzając, czy można tam bezpiecznie wejść. Woda była przyjemnie chłodna, czyli taka jaką lubię. Już pewniej wszedłem do niej, zostawiając wcześniej ręcznik przy basenie. Położyłem się, pozwalając mojemu ciału dryfować po wodzie. Przymknąłem oczy, rozkoszując się uczuciami ogarniającymi moje ciało. Trwałem tak bardzo długo i pewnie skusiłbym się na nieco więcej, gdyby nie naglący mnie czas. Kiedyś w końcu trzeba wyjść, prawda? Podniosłem się i ruszyłem w stronę miejsca, w którym zostawiłem swoje rzeczy. Powoli zgarnąłem ubrania, a ręcznikiem obwiązałem się w pasie. Następnie, w pełni zadowolony, skierowałem swoje kroki w stronę poprzedniego pomieszczenia – tego, w którym się obudziłem. Popchnąłem drzwi wyjściowe, ale nic się nie stało, więc z gracją zaryłem w nie twarzą. Cudownie.
 - AAŁŁ – Potarłem nos, krzywiąc się w nieznośnym bólu. „CIĄGNĄĆ”, DEBILU! NIE UMIESZ CZYTAĆ NAPISÓW?! Właściwie… to co taki napis robi w łazience, eh? Projektował ją chyba jakiś idiota, jeżeli dał je tutaj umieścić. Teraz, gdy już dobrze zaznajomiłem się z tą jakże skomplikowaną instrukcją, postanowiłem w spokoju wyjść i iść spać. Gdy po raz drugi zabrałem się za otwieranie drzwi, w tym samym momencie ktoś pchnął je od drugiej strony, a moja twarz ponownie miała bliższe spotkanie z drewnem. NO KURWA MAĆ, ILE MOŻNA!?  
- Wszystko w porządku? – Spytał mnie zmartwionym głosem Untinus. 
 – A jak myślisz? Czy, jeśli dostaje się dwa razy pod rząd drzwiami, to czy wszystko może być w porządku?! - Wrzasnąłem, nadal trzymając się za nos, który chyba krwawił. Chwilę później, jakby na potwierdzenie moich domysłów, ciepła strużka czerwonej cieczy spłynęła po mojej ręce. 
 – Pokarz mi to. – Zabrał moje dłonie od twarzy, przez co krew szybko zaczęła spływać do moich ust. Oh, jak przyjemnie. Nie codziennie można pobawić się w rasowego wampirka. Smacznego! Blondyn dotknął mojego nosa i dokładnie go obejrzał. Na chwile przymknął oczy, a spod jego palców zaczęło wydobywać się… światło?! DE FAK?! Chociaż, nie. Sam mogę zmieniać kształt, to co się dziwię, jak jakiemuś gościowi światełko z dłoni ulatuje... Nos przestał mnie boleć. Widać światełko miało jakieś lecznicze właściwości. Przynajmniej mogłem już normalnie oddychać. Tym razem wolałem nie pytać się o co tu chodzi. 
 -Dziękuję za pomoc – uniosłem usta w półuśmiechu, spoglądając na mężczyznę. - Chociaż mogłeś mnie nie walić tymi drzwiami, to nie miał bym za co dziękować. – I tak oto w ładny i uprzejmy sposób, starałem mu uświadomić, że przez niego siedzę na ziemi skąpany we własnej krwi. Ale on, zupełnie jak idiota, tylko się do mnie uśmiechnął. Przygłuchy czy jak? 
- Nie ma sprawy. – Pomógł mi wstać z ziemi. Kątem oka zerknąłem w lustro. Widok nie należał do najprzyjemniejszych. 
 - Ech… I cała kąpiel na nic – westchnąłem beznadziejnie.
 -To się umyjesz jeszcze raz. Jeśli nie będziesz miał siły, to ja z dużą chęcią ci pomogę – powiedział łagodnie i szeroko się uśmiechnął, na co ja oczywiście musiałem się zarumienić. Zawstydzony odwróciłem głowę i kiwnąłem nią ledwo widocznie. Mężczyzna w reakcji na moje zachowanie zaczął się śmiać, jednak chwilę później – prawdopodobnie widząc me zakłopotanie – skierował się do wyjścia. Westchnąłem i położyłem się na kafelkach. To będzie długa noc - pomyślałem i zerknąłem na drzwi, krzywiąc się na ich widok. Drgnąłem, gdy uchyliły się delikatnie. 
- Proszę. Przyniosłem ci ubranie na zmianę – mruknął cicho Untinus. 
-Dziękuję – odparłem, a on wyszedł. Zamknąłem drzwi na klucz i poszedłem się umyć. Znów. 

 ***




niedziela, 4 listopada 2012

Rozdział 1

BB: Macie taki tam pierwszy rozdział c: I BĘDĘ GIMBAZĄ.. alb nie.. :c 
I jeszcze piosenka od Syo: Nickelback - Lullaby

~ 1 ~
Tej niefortunnej nocy moje życie legło w gruzach. Uciekanie przed kimś, kto chce cię złapać i jest motywowany dużą ilością pieniędzy nie jest za fajne. Że też musiałem na kogoś trafić akurat w trakcie przemiany? No cóż, życie. Mówi się trudno i żyje się dalej, jak to mówią. Ale mój żywot może się skończyć jak mnie złapie i odda z powrotem do mojego pana. A tak... nie wiecie o co mi chodzi. Więc wam powiem. Jestem, a raczej byłem, sługą w domu jednego z najbogatszych ludzi w całej Rii, bo tak nazywa się kra,j w którym właśnie przebywam, ale wykorzystywano mnie tak bardzo, że postanowiłem uciec. Wiem, że nie wydaje się to aż tak straszne, ale żeby zrozumieć moje powody musielibyście poznać mojego pana, jego straszne, ponure spojrzenie, patrzące na was z pogardą. Aż zatrząsałem się na wspomnienie jego zimnego wzroku podążającego za mną nie ważne, gdzie jestem. Nawet teraz mam wrażenie, że na mnie patrzy, choć wiem, że to nie możliwe. Eh, na śmierć zapomniałem o wyjaśnieniu sprawy z przemianą. Przepraszam, przez goniącego mnie faceta nie mogę się skupić i wątpię czy ktokolwiek by mógł. Jestem zmiennokształtnym, czyli mogę zmienić swoje ciało tak jak chcę i właśnie, gdy to robiłem musiał ktoś mnie zobaczyć.
Mężczyzna zaczął się do mnie zbliżać. Skręciłem w jedną z bocznych uliczek, w nadziei, że ten tego nie zauważy. Gwałtownie zatrzymałem się przed ścianą, w którą prawie wbiegłem. Szlag! Czy muszę akurat teraz mieć takiego pecha?! Słysząc za sobą chichot, odwróciłem się i przywarłem do ściany. Nieznajomy zbliżał się do mnie wolnym krokiem, wymachując drewniana pałką, trzymaną w ręce. Przerażony spojrzałem na jego twarz. Była dziś pełnia, więc doskonale widziałem jego okrutny uśmiech.
Nagle moją uwagę odwrócił jakiś ruch za oprawcą. Chwilę potem upadł, a za nim stanął wysoki, długowłosy blondyn odziany w czarny płaszcz, który sięgał aż do ziemi, idealnie zakrywający resztę ubrania. O dziwo, mężczyzna nie ruszał się w ogóle. Wyglądało to tak, jakby samym wzrokiem mógł powalić wielkiego zbira na ziemię. To niemożliwe. Ten koleś. On? Moja wizja rozmazała się. Zamrugałem kilka razy, ale nie pomogło to w niczym i tylko pogorszyło sprawę. Zakręciło mi się w głowie. Zacząłem powoli zsuwać się po ścianie nie mogąc ustać na nogach.
To musi być zmęczenie, musi! Ten gość? N-nie może być! P-przecież...
W tej samej chwili gdy o tym myślałem, mężczyzna zaczął do mnie podchodzić, a ostatnią rzeczą jaką widziałem była jego zatroskana twarz.
***


Obudziły mnie promienie słońca, wdzierające się do pokoju przez okno. Niechętnie usiadłem na łóżku i przetarłem oczy. Zamarłem, gdy mój wzrok przyzwyczaił się do jasności. Gdzie ja jestem? Zacząłem sobie przypominać fakty z ostatniej nocy. Ucieczka, przemiana, mężczyzna z pałką, aż w końcu w mojej głowie pojawiła się postać osobnika w płaszczu.
Rozejrzałem się po pokoju. Był urządzony w barwach morskich. Zaraz naprzeciw wielkiego łóżka stały dwuskrzydłowe drzwi. Jedna ze ścian była praktycznie zakryta półkami z książkami. Spojrzałem w druga stronę. Były tam szklane drzwi. Wstałem z łoża, ciekawy co jest za nimi, ale od razu wskoczyłem na nie z powrotem. Zaskoczony wpatrywałem się w szklaną podłoga i pływające pod nią ryby. Trwałem tak jakieś 10 minut. Ostrożnie spuściłem nogi poza krawędź łoża i delikatnie stąpnąłem na szkło. Gdy nic się nie stało, położyłem na ziemi drugą nogę, a później wstałem. Nic się nie działo. Ostrożnie postawiłem krok w stronę przejścia. Dalej nic. Teraz już pewniej przesunąłem się kilka kroków do przodu. Pchnąłem drzwi co sprawiło, że się uchyliły. Wyszedłem na zewnątrz. Moje ciało owiał przyjemny leni wietrzyk. Zamknąłem oczy rozkoszując się tym uczuciem. Nagle poczułem czyjąś obecność. Otworzyłem oczy i rozejrzałem się na boki. Zobaczyłem dwa fotele i stolik. Na jednym z nich siedział mężczyzna, którego widziałem wczoraj. Patrzył na mnie spokojnym wzrokiem, paląc równocześnie fajkę. Przerażony chciałem już się wycofać i uciec, ale usłyszałem za sobą trzask zamykanych drzwi. Odwróciłem się, nie dostrzegając niczego ani nikogo kto mógł je zamknąć. To na pewno podmuch wiatru nimi trzasnął! Tak! N-nie ma co popadać w paranoję... Znów byłem twarzą w twarz z jegomościem, który dalej miał wzrok skierowany w moja stronę

Jego wargi zaczęły się poruszać. Wytężyłem słuch, ponieważ szum wiatru był dość głośny.
- Podejdź do mnie Dusan. - ... SKĄD ON, KURWA, WIE JAK SIĘ NAZYWAM?! Panika zaczęła mnie ogarniać. Nie mogłem wydusić z siebie ani słowa. - Spokojnie, nic ci nie zrobię. Nazywam się Untinus Linglley. Może mnie nie pamiętasz, ale się znamy, od długiego czasu. Można by powiedzieć, że od wieczności.. - Jego spojrzenie stało się zamglone, jakby przeniósł się w umyśle do innych czasów, które nie były tak dobre jak te, ale dało się tam żyć. Gdzie mieszkał w małym domku, z dala od ludzi, otoczony zielenią... Zaraz, zaraz.. dlaczego ja o tym myślę, przecież nie mogę mieć pojęcia o czym on myśli. Coś sobie ubzdurałem. Nie myśl o tym Dusan, to tylko jakiś dziwny człowiek, musisz na niego uważać, bo jeszcze coś ci się stanie, a tego nie chcesz. Spuściłem głowę i już miałem podejść do tego mężczyzny, kiedy sobie przypomniałem, że nadal nie wiem gdzie jestem. Rozejrzałem się w około i moją uwagę przykuła duża huśtawka . Westchnąłem i podszedłem do... Jak on miał? Untinus? Chyba tak. Więc podszedłem do Untinus’a i spojrzałem na niego pytająco ale niepewnie.
-Czego ode mnie chcesz? - Zapytałem prosto z mostu.
-Usiądź, porozmawiajmy. - Podsunął w moją stronę filiżankę z parującym wywarem, czyli chyba herbatą. Spojrzałem na nią niepewnie. Mężczyzna zauważył to.
-Nie martw się, niczego tam nie dodałem. To zwykła herbata. - Ehh.. a mam coś do stracenia? Raczej za szybko się stąd nie wydostanę, przecież jesteśmy otoczeni przez ocean.. Podniosłem filiżankę i ostrożnie wypiłem łyk napoju. Był całkiem smaczny. Odstawiłem go i spojrzałem z powrotem na osobnika przede mną.
- Ch-chciałeś mnie może o coś zapytać? - Chwyciłem się za rękaw i zacząłem go ciągnąć. Często to robiłem jak byłem w niekomfortowej dla mnie sytuacji.

Mężczyzna uśmiechnął się delikatnie i wstał z fotela i ukląkł przede mną.
-Tak długo cię szukałem... Już myślałem że cię nie znajdę. -Otworzyłem szeroko oczy. O-o czym on mówi?! Dlaczego mnie szukał?! Kim on kurde jest?! Cholera, gdzie on chce mnie wywieźć?
-Co takiego?! Kim dla ciebie jestem, że mnie szukałeś do jasnej cholery?! - Zerwałem się na równe nogi i podbiegłem do barierki, a on nadal za mną szedł, więc odsuwałem się od niego. W końcu barierka się skończyła, a ja przeklnąłem pod nosem swoją głupotę.

Byłem w kropce. Już zacząłem rozważać możliwość zeskoczenia, ale skutecznie uniemożliwiło mi to spojrzenie w dół. Zobaczyłem tam ostre skały, o które rozbijały się fale. Oj Dusan, Dusan, twoje życie chyba się kończy. Było nie uciekać od swojego pana. Może było źle, ale przynajmniej żyłeś. Teraz to już po ptakach. Miło było się poznać świecie. Będzie mi się brakowało, mimo iż byłeś ze mną przez te 19 lat.. Mężczyzna był coraz bliżej i bliżej. Co chwila rzucałem niespokojne spojrzenia, to na niego, to na skały, nie mogąc się zdecydować, co zrobić. W końcu podjąłem decyzję. Szybko przebiegłem w stronę drzwi, tak, że blondyn nie zdążył zareagować. Otworzyłem je... CHOLERA! CZEMU TO SIĘ NIE OTWIERA!? W TAKIEJ CHWILI! Zacząłem się rozglądać dokoła za czymś ciężkim, czym mógłbym wybić szybę, ale już było za późno. Był juz przy mnie. Zbliżał się, krok po kroku.. Nie miałem już jak uciec. Był już obok, wyciągnął do ręce i ... Zamknąłem oczy, nie chciałem patrzeć na to co się teraz stanie. Ale nic nie nastąpiło. Powoli uchyliłem powieki i spojrzałem na osobę przede mną. Uśmiechała się do mnie miło.
-Mówiłem, że nic ci nie zrobię. Nie potrzebnie się bałeś.
-N-no to czego chcesz ode mnie? - Zapytałem go ledwo mogąc mówić. Popatrzyłem na niego niewyraźnym wzrokiem. On przyglądał mi się badawczo aż w końcu odszedł i usiadł w fotelu, kończąc swój napój. Jeszcze raz spojrzałem na Untinusa i powoli zacząłem się osuwać po drzwiach. Zobaczyłem jeszcze jak blondyn do mnie podbiega, a potem była już tylko ciemność…

Takie tam, wprowadzenie i prolog do opowiadania

Witamy na naszym blogu. Z tej strony autorzy tzn. BB-Icek i Syo. Więc teraz damy coś o sobie:

No heeeej jako iż jestem pierwszy (Czyli ten lepszy -w- ) powiem wam, że... że.. że jestem BB Icek c: Możecie na mnie mówić Boże (MAM JUŻ 7 WYZNAWCÓW) i wiedzcie że jestem zjebem i namacalnym duchem (tak, można mnie macać -w-) Ale jeśli ktoś nie chce mówić na mnie Boże (smuteczeq) to niech mówi na mnie BB >D i na koniec dodam... HETALIA, HETALIA, EWRYŁER!!

Ohayo, ja jestem Syo. No i co więcej o mnie.... Jestem na pewno bardziej kumaty niż BB, jak by co to zwracać się do mnie. Co tam jeszcze..... A no i jak by co to jak chcecie być informowani, albo dawać pomysły do notek to piszcie na e-mail bb.icek.syo@gmail.com Na pewno albo ja albo Icek odpiszemy. (A tu jeszcze dopisek od BB, żebyście mówili do mnie BB ... Albo właściwie mówcie jak chcecie, bo chuj mnie to boli c: )

A tu jeszcze macie nasze gg c:
BB Icek: 44328493
Syo: 36529240
Jak coś to możecie wysyłać nam swoje blogi. Ja i Syo chętnie przeczytamy >D

I jeszcze macie tutaj pierwszy wpis c:

Prolog

Spojrzałem na ludzi przechodzących obok. Wszyscy się gdzieś śpieszyli, ignorowali co się wokół nich dzieje. Przemykałem pomiędzy ich nogami, a oni nawet mnie nie zauważali. W pewnym momencie poczułem na sobie mokre krople, które z każdą chwilą zaczęły się robić coraz gęstsze, aż w końcu rozpadało się na dobre. Przeklnąłem pod nosem i skierowałem się w stronę jednej z wielu ciemnych uliczek, która była schowana pod jakimś dachem. Stanąłem w mroku ciemnego zaułka. Powoli zacząłem wytwarzać ciepło, które zaczęło ogarniać całe moje ciało. Skupiłem się na tym uczuciu. Zacząłem zmieniać swoją postać. Powoli rosłem i rosłem, aż osiągnąłem rozmiary przeciętnego człowieka, a z ciała znikła sierść. Oczy nabrały swojej normalnej barwy, czyli ciemnogranatowej, a pazury zniknęły. W końcu mogłem się rozprostować, bo przebywanie w formie kota, nie jest za przyjemne...


Mam nadzieję że się podobało i że będziecie czytać c:
Ps. Żeby było nastrojowo Evanescence - Listen to the Rain miłego słuchania.//Syo